Swoista „Księga życia” dzień pierwszy pamiętnika
Będąc pacholęciem 'przyMaminym" i niewiele świata rozumiejąc, przesiadywałem godzinami w kanciapce przybibliotecznej, pełnej po sufit niechcianych książek. Był to świetny i skuteczny patent mojej Mamy jak móc zająć się własną pracą w bibliotecznych papierach oraz jednocześnie spacyfikować dziecię swe rodzone, by nie przeszkadzało Jej w pracy.
To było tak pasjonujące! Mogłem przesiadywać w tej skarbnicy książek i kurzu godzinami, przesiąkając jednym i drugim na całe swe życie. Efektem jest przewlekła i nieuleczalna chronicznie-notoryczna utrata orientacji w czasie i przestrzeni, gdy wchodzę do antykwariatu, czy dużej starej biblioteki, etc. Ba ostatnio choroba tak się nasiliła, że przy minimalnym zapachu starych gazet zaczyna się już objawiać i pochłania mnie całkowicie.
Ale wracając do kontaktu ze sztuką mistrza Biegasa. W tymże schowku, kanciapce skazane na banicję książki walały się jak cała reszta przesiedlonych zza Buga repatriantów.
Bo wszak nie wszyscy mieli szanse na nowe życie w dostatku, tak nie wszystkie książki z rozparcelowanych bibliotek trafiały na czyste półki szaf biblitecznych. Niektóre z nich miały tu swój Pawiak, Berezę Kartuską, Sybir, Oświęcim, Kazachstan, Emigrację lub śmierć krematoryjną w kaflowym piecu. Póki co mieszkały wszystkie w obozie przejściowym czekając na wyrok i swój straszliwy los. Dobrze, że nie byłem tego świadomym tak do końca. Było to trochę „tego wszystkiego dobra niechcianego” po latach wojny, stalinizmu i … na „Ziemiach odzyskanych”.
Było w kanciapce przybibliotecznej wszystko. I tu ,oprócz bardzo fajnego na owe czasy według mnie, bo z mnogą ilością rysunków i tekstami cyrylicą pisanymi - była książka chyba o tym, jak można zostać pionierem. Bo według rysunków tak się nawet po latach domyślam.
Od wiązania chusty pionierskiej i trzymania ręki przy łbie w salucie pionierskim po wbijanie kijków do na miotu, śledzi i szpilek z drewna skończywszy. Była to dużego formatu, fajna dwu czy trzykolorowa książka z obrazkami.
No ale jak długo można patrzeć na narysowanych pionierów?!
Sięgnąłem po kolejny skarb pod nią – nie wiem teraz co to było, mogę się tylko domyślać, że zszyte przedwojenne gazety Kuryera lub Tygodnika ilustrowanego , czy może coś mi się merda i „rymbie” – może to był właśnie Kuryer Ilustrowany. Jakim cudem dostał się na zsyłkę na „Ziemie Odzyskane” nie mam zielonego pojęcia.
Dość że ten zawierał kilka stron z obrazami i rzeźbami – które takie na mnie zrobiły wrażenie, ze strachu omal nie "narobiłem w portki". To było gorsze niż współczesny horror. Na jednym z takich obrazków w sepii, był ptak z ludzką głową i ludzkimi łapskami, potem jakieś maszkary z najgorszych snów - przy których, Maminy album obrazów Malczewskiego, jego „łażące” po ilustracjach obywatelki chimery i uśmiechnięte tajemniczo śmierci z kosami ... były pryszczem w porównaniu z tym, co zobaczyłem zestrachany.
Niemniej kanciapka przyciągała mnie taką swą mocą do siebie jak Imperator Anakina Skywalker`a.
Po wielu latach zetknąłem się z ptasioczłowiekiem, i innymi postaciami z dawnej książkowej krainy. Długo by opowiadać jak sobie uświadomiłem, że to jest to co poznałem będąc pacholęciem, ale poznałem – ot proszę to się nazywa trauma z dzieciństwa.
Stawałem się świadomym artystą teatralnym. Więc fascynowało mnie wszystko co zakazane. A Bolesław Biegas, a właściwie jego twórczość tym właśnie, w tym czasie, tym czymś była. Wtedy już mnie nie przerażał a wręcz przeciwnie Biegas zaczął fascynować.
Sobie tylko znanymi ścieżkami zdobywałem wiedzę o nim i reprodukcje jego prac, czy zdjęcia rzeźb. Miałem to przećwiczone podobnie jak z Kulturą Paryską – Miłoszem, Orwellem, czy Jiddu Krishnamurtim. Czym bardziej było niedostępne tym bardziej ciekawe. Tak poznałem ulubieńca sanacji i artystycznego degenerata.
Dziś kiedy wreszcie mogłem się dowiedzieć znacznie więcej facet budzi moją sympatię i jakąś dziwną więź czuję do tego co tworzył. Może zazdroszczę mu tej miłości księżniczki bodaj z Pendżabu, Może tego spojrzenia – jego rzeźby są takie fascynujące te Trygławy i wszechświaty Trygławy jak ufoludy.
Ale ja nie o tym pomyślałem wczoraj gdy obejrzałem to w telewizornii zaledwie kilka minut idące i niosące wiedzę o Bolesławie Biegasie , to co ja zdobywałem w okresie od kilku do kilkudziesięciu lat. Pomyślałem o ironii czasu i losów ludzkich. Ale też z rozrzewnieniem się mi przypomniała przybiblioteczna kanciapka książek skazanych.
Miejsce moich zabaw i fascynacji ilustracjami – wszak czytać nie umiałem. Teraz książki mnie uspakajają, lubię ich zapach – są z moją przeszłością nierozerwalnie związane. Przypominają mi o moich Rodzicach, o marzeniach – tak jak to powinno być jeśli się coś pamięta. A potem przez telewizyjny przypadek przypomina. Czego i Wam życzę
Krzysztof Hajbowicz
p.S. strona, którą chciałem Wam przybliżyć artystę Biegasa, nosi też ciekawy jak dla mnie tytuł - dlaczego go byłem zaczerpnąłem.
Opublikowane 23 stycznia 2016 na profilu Facebook`owym imć Krzysztofa Hajbowicza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz